Mary Decker, Zola Budd i The Fall Heard „Dookoła świata”


Sztuka I Kultura

Co cztery lata, kiedy toczą się odpowiednie Letnie i Zimowe Igrzyska Olimpijskie, świat ogląda spektakl, który – choć na zawsze zagrożony przekształceniem się w szykowny medialny cyrk i okazję do szowinistycznego walenia się w piersi – zawiera w swoim sercu całkiem niezły impuls. starożytność: dreszczyk emocji związany z obserwowaniem, jak boscy rywale ścierają się o szansę w momencie chwały.

Tysiące lat temu tłoczyliśmy się w naszych panhelleńskich amfiteatrach i rzymskich Koloseum, by kibicować Discobolii i gladiatorskim potyczkom, w czasach, gdy zwycięzcy pławili się w koronach z gałązek laurowych i oliwnych, przegrywając przynosząc wstyd lub (jeśli tłumy Palatynów czuły się szczególnie okrutna) egzekucja. Szybko do przodu jakieś 2000 lat i nie mniej jesteśmy zachwyceni widowiskiem zwycięstwa i porażki, które stanowią nasi olimpijczycy. A za każde radosne zwycięstwo Michaela Phelpsa czy Usaina Bolta, za każdą niespodziankę mistrzowską, taką jak David Boudia czy Missy Franklin, za każde ciężko wywalczone złoto przez Gabby Douglas czy Kerri Walsh, jest sportowiec, którego epicka implozja jest tak szybka jak to jest zdumiewające.


Kto może zapomnieć natychmiastową pokerową twarz McKayli Maroney po tym, jak najlepsza na świecie kryminalistka spartaczyła jej najważniejsze lądowanie w Londynie? Kto może zapomnieć o rozpaczy Jordyn Wieber, gdy nie udało jej się dotrzeć do wszechstronnych finałów gimnastyki w 2012 roku, lub o rosyjskiej Aliya Mustafina płaczącej nad swoim brązem, podczas gdy żywiołowy Douglas zabrał do domu nagrodę? Któż może zapomnieć twarze sztafety pływackiej 4x100 mężczyzn w USA, kiedy to francuska drużyna odebrała zwycięstwo zeszłego lata o cztery dziesiąte sekundy?



A kto może zapomnieć o absolutnej, pierwotnej agonii Mary Decker podczas Igrzysk 1984? Porażka Decker z pewnością zapisze się w książkach historycznych jako jeden z najbardziej szokujących wstrząsów współczesnych igrzysk olimpijskich, moment, który zmiażdżył jej największe nadzieje na złoty medal i może na zawsze przyćmić jej długą i znakomitą karierę.

Historia jej upadku i losu młodej, bosej biegaczki z RPA imieniem Zola Budd, która kroczyła obok Deckera w tym nieszczęsnym wyścigu, jest opowieścią o niespokojnych nadziejach, kruchym ego i tragicznym wypadku, który będzie prześladował dwóch sportowców. resztę ich dni. To historia opowiedziana w porywający film dokumentalny ESPNBiegacz,debiutujący we wtorek wieczorem i taki, który z pewnością żyje w pamięci każdego kibica, który oglądał finały kobiet na 3000 metrów pewnego słonecznego popołudnia w Los Angeles.

Nie w taki sposób Mary Decker została zapamiętana przez świat. Od przedwcześnie rozwiniętego wieku była jedną z najlepszych biegaczek w Ameryce, cudowne dziecko lekkoatletyki, której smukła sylwetka i idealna forma sprawiły, że najlepsi trenerzy i ludzie z Nike ślinili się, żeby ją zapisać i złapać stopa, gdy wznosi się w przyszłość. sława i chwała. W wieku 12 lat, chuda preteen o nieśmiałej postawie i warkoczach Chrissy Snow, już wiedziała, że ​​chce zostać olimpijką. W wieku 13 lat przebiegła swoją pierwszą milę poniżej pięciu minut. Poza torem była „mała Mary Decker”, 86 funtów aparatów ortodontycznych i żylastych ścięgien. Na torze była nie do zatrzymania.

Oglądanie jej biegu było „jak oglądanie symfonii w ruchu” – mówi Brooks Johnson, legenda trenerów, do której podopiecznych należą m.in. Evelyn Ashford i Justin Gatlin. „Mechanicznie była poza listą przebojów”. Decker nie zakwalifikowała się do igrzysk olimpijskich w 1972 roku, ponieważ tuż po próbach w USA skończyła 14 lat, ale w 73 roku była gwiazdą reprezentacji narodowej. „Naprawdę nie miałem żadnej taktyki” — mówi Decker. „Po prostu lubiłem jako pierwszy dotrzeć do mety”. Jej charakterystyczny ruch: omijanie stada na ostatnim odcinku, zostawiając konkurentów w tyle. Była tylko dzieckiem, ale rzadko przegrywała wyścig.

Kiedy jednak przegrała, sprawy zrobiły się brzydkie. Latem 1973 roku Amerykanie pojechali do Mińska na pojedynek ze Związkiem Radzieckim. Przez cały rok Decker bił rekord za rekordem, wygrywając wyścig po wyścigu. Ale teraz, na arenie międzynarodowej, stawiła czoła przeciwnikom, nie bojąc się wykonać kilku paskudnych sztuczek na torze. W sztafecie sowiecka biegaczka szorstko odcięła Deckerowi, prawie uderzając ją ciałem w plecy. To był nielegalny ruch i zdyskwalifikowałby dziewczynę, pozostawiając Amerykanom łatwe zwycięstwo. Ale Decker w spontanicznym przypływie rozdrażnienia rzuciła pałką w tył głowy wroga. To było strasznie niesportowe zachowanie i niewybaczalny pokaz temperamentu. Drużyna USA została wyrzucona z biegu.


Decker wykazywał również głębokie, nienasycone pragnienie aprobaty. „Po każdym wyścigu przychodziła, przytulała mnie i mówiła:„ Jak mi poszło? Jak zrobiłem? Jak zrobiłem?' mówi Johnson, który wziął Deckera pod swoje skrzydła trenerskie. „Była bardzo wrażliwa…niezwyklewrażliwy.' A jednak w większości odpowiedzią na jej żałosne pytanie było to, że przebiegła najlepszy wyścig w historii. W wieku 15 lat ustanowiła cztery rekordy świata na milach halowych: 1000 metrów, 880 metrów i 800 metrów. Była ukochaną Ameryki, a jej celem było Montreal i Igrzyska w 1976 roku.

Ale tak jak Decker wydawał się obdarzony niezwykłym sportowym prezentem, wydawała się również nękana dziwną klątwą olimpijską. Gdy Montreal się zbliżał, Decker poczuła się udręczona usztywnieniami goleni, nie mogąc brać udziału w próbach. Złoty medal musiałby poczekać. Jej kariera weszła w napięty okres, yo-yo między rekordowymi czasami a straszliwymi kontuzjami. Cierpiała na złamania przeciążeniowe, zniszczone golenie, bolące mięśnie Achillesa, naderwane mięśnie, zapalenie powięzi podeszwowej, pęknięcie czaszki w wypadku samochodowym i operacje, które pozostawiły na nogach głębokie, błyszczące blizny. „Od kolan w górę była najlepszym rasowym koniem, jakiego widziała amerykańska scena biegowa” – mówi Dick Brown, inny ówczesny trener Deckera. „Od kolan w dół była tkanką bliznowatą”.

Minęły cztery lata. Zbliżały się igrzyska olimpijskie w 1980 roku. Decker napompowała się, by wytrzymać atak biegaczy z ZSRR i NRD, którzy lubili „zbierać się” do niej w brutalnej paczce. Mimo to utrzymywała trzy rekordy świata i osiem amerykańskich, a o moskiewskie złoto było wiele wyścigów. „Myślę, że ludzie w tym kraju chcieliby zobaczyć, jak wygrywam złoty medal” – powiedział Decker mediom. A potem: sowiecka inwazja na Afganistan, zobowiązanie Jimmy'ego Cartera do bojkotu igrzysk i kolejne marzenie zniweczone. „Nie znam ani jednego sportowca, który uważałby, że bojkot i tak przyniesie jakiekolwiek korzyści polityczne” – burknął Decker. Odkładając na bok manewry z czasów zimnej wojny, jej frustracja była z pewnością uzasadniona — w końcu, pomimo jej panowania jako najlepsza biegaczka średniodystansowa w Ameryce, dla wszystkich stawało się jasne, że Decker miał pecha co cztery lata.

Jednak jej szansa na odkupienie była przed nią, wraz z obietnicą Los Angeles w 1984 roku i rosnącym prawdopodobieństwem bojkotu bloku sowieckiego, który dogodnie wyeliminowałby jej najbardziej zaciekłych rywali. Rzeczywiście, do 1983 roku, kiedy miażdżyła Rosjan i Niemców Wschodnich na światach w Helsinkach zarówno na 3000, jak i 1500 metrów, zdobyła każdy rodzaj honoru, jaki można sobie wyobrazić dla elity biegacza średniodystansowego – z wyjątkiem medalu olimpijskiego.


I tak, nawet gdy amerykańskie gry w rodzinnym mieście zawierały całą gamę bohaterów, za którymi można kibicować, od Mary Lou Retton wielkości chochlika po giganta sprinterskiego Carla Lewisa, historia Deckera porwała publiczną wyobraźnię. Oto niekwestionowana królowa toru, gotowa wreszcie zabrać do domu należną jej należność.Sport ilustrowanyspryskał ją okładką. Kodak i Nike przedstawiali jej promienną twarz w reklamach i na ogromnych billboardach. Na konferencjach prasowych Decker wydawał się pewny siebie, a może nawet zarozumiały. Jej najbliższą konkurencją byłaby Rumunka Maricica Puica, która w najlepszym razie zajęła drugie miejsce w mistrzostwach Europy '82 w Atenach. Co mogłoby zrujnować jej pewną wygraną?

Jest późna wiosna 1984 roku. Igrzyska już za kilka miesięcy. Na torach południowoafrykańskich, które zniknęły ze sportowego radaru z powodu oficjalnego bojkotu apartheidu, znikąd wyłania się mała smuga stwora o imieniu Zola Budd, który biega bez tenisówek, by pobić rekord świata Deckera. na 5000 metrów. Ma zaledwie 17 lat, dzieciak z farmy z Veldt, który biega po torze jak przestraszona impala. Prasa nazywa ją „bezbutami”.

Mimo to nie stanowi realnego zagrożenia, ponieważ mieszkańcy RPA nie mogą konkurować na arenie międzynarodowej. Potem niektórzy redaktorzy z tabloidu przy Fleet Street wpadają na mądry pomysł, by przekonać Budd do kandydowania w Wielkiej Brytanii, ponieważ jej dziadek był obywatelem.Codzienna pocztazabiera nastolatkę i jej rodzinę do kraju i ustawia ją jako tajną broń Wielkiej Brytanii dla Los Angeles. Przyspieszają paszport i rzucają soczyste nagłówki, takie jak „Zola: I’ll Run My Heart Out for Britain!” Tymczasem Budd – dla której bieganie jest wentylem ucieczki od żalu po niedawnej śmierci siostry – na konferencjach prasowych zostaje zasypana pytaniami o Soweto i apartheid. Jest naiwną, wiejską dziewczyną, chowającą się za dużymi okularami i jąkającą się przed prasą.Codzienna pocztanigdy nie powiedział nic o kontrowersji. A jednak jest tutaj, w swoim pierwszym wyścigu w Wielkiej Brytanii, unikając tłumów, które skandują „rasistowskie” i domagają się uwolnienia przywódców ANC. („Zapytałem mojego trenera: „Kim jest Nelson Mandela?” — wspomina Budd. „Był uwięziony w 1962 roku. Urodziłem się w 1966 roku. Byliśmy tak chronieni przed wszelkimi międzynarodowymi wiadomościami o tym, co dzieje się w naszym kraju”. ) Niemniej jednak Budd zmienia się w szybkim czasie na brytyjskich procesach i nagle jedzie do Los Angeles.

Po powrocie za Atlantyk Decker zaczyna rozumieć tę nieprawdopodobną pomysłowość. Media zaczynają ją prześladować, pytając, jak poradzi sobie z nieznaną osobą, taką jak Budd. Decker próbuje to zlekceważyć, ale najwyraźniej jest zdenerwowana. Podczas jednej z konferencji prasowej łza spływa jej po policzku, gdy odpowiada pogodnie: „Po prostu zajmij się swoim biznesem i trenuj… i nie martw się o innych”. Na innym wydarzeniu warczy: „Szczerze mówiąc, mam dość czytania mojego nazwiska w tym samym akapicie, co Zola Budd”. Decker chce porozmawiać o tym, że czuje się „bardziej bezpieczna taktycznie”, ponieważ Rosjanie nie biegają i jak „to cud, że tu jestem… to coś, na co czekałem od dawna i o co walczyłem”; nie chce rozmawiać o południowoafrykańskiej gwieździe. Prycha i robi uniki. Podczas jednego z wyjątkowo drażliwych pytań i odpowiedzi jest tak rozdrażniona, gdy pojawia się imię Budda, że ​​udaje, że nie rozumie pytania, a następnie, stosując dziwaczną taktykę dywersyjną, ogłasza, że ​​jej chłopak właśnie się jej oświadczył wcześniej tego dnia. .)


Poza tym Decker miała inny problem z rękami, znacznie bliżej domu. Podczas amerykańskich prób kwalifikacyjnych Decker poszybował do zwycięstwa w 3000, ale na ostatnim odcinku 1500, koleżanka z drużyny Ruth Wysocki podążyła za nią i depnęła jej po piętach. Decker zerknął na Wysockiego, gdy pokonywali ostatnie 100 metrów, zszokowani, nie rozumiejąc. Ruth przekroczyła linię mety jako pierwsza i chociaż Decker uplasował się na drugim miejscu, aby nadal się zakwalifikować, wyraźnie zdecydowała, że ​​dostrzegła złowrogą zapowiedź.

Wstrząśnięta Decker postanawia wycofać się z 1500 metrów, aby skoncentrować całą swoją energię i fizyczną pewność siebie na 3000 metrach. Tak się składa, że ​​jest to wyścig, w którym biega również Budd. To najlepsza szansa dla Decker na spełnienie jej życiowego poszukiwania złota, a ona jest na własnym terenie. Szanse są na jej korzyść, a mimo to „Myślę, że wchodząc na igrzyska, jej pewność siebie była niska, a jej niepewność wysoka”, mówi Brooks Johnson. Tymczasem Budd również jest w niepewnym stanie psychicznym. Na dwa tygodnie przed igrzyskami jej rodzice ogłaszają rozwód. Przyjeżdża do Los Angeles „emocjonalnie i fizycznie wyczerpana… to był po prostu okropny czas w moim życiu” – mówi teraz Budd. „Chciałem tylko mieć to za sobą.”

Wstaje poranek 10 sierpnia. To dzień finału na 3000 metrów. Budd i Decker przybywają na stadion, by wziąć udział w rozreklamowanej rozgrywce. Oboje wydają się napięci. Tłum dziko wiwatuje, machając amerykańskimi flagami. Kobiety ustawiają się w kolejce. Dźwięk pistoletu. Biegacze strzelają w szybkim tempie, splątani w ciasnej paczce. Decker przejmuje prowadzenie, próbując się odsunąć, ale Budd biegnie prosto na jej łokieć. Pozostają tak przez kilka okrążeń, ale potem wydaje się, że Decker zmienia swoją strategię i nieco się powstrzymuje, by Budd nadawał tempo – być może w nadziei, że dziewczyna się wyczerpie. Budd startuje; Decker i dwóch innych biegaczy podążają za nim. Kobiety mają do przejechania tylko trzy okrążenia, kiedy szpiczasty knag Deckera wgryza się w bosą piętę Budda – raz, dwa razy. Budd potyka się. Decker upada.

Chwilę po swoim upadku Decker tarza się na bramce, krzywiąc się i zawodząc – być może z bólu, a może z egzystencjalnej udręki. Tłum buczy, podczas gdy reszta kobiet kończy swój wyścig. Budd, wstrząśnięty wypadkiem, kończy na siódmym miejscu, a rumuński Puica zdobywa złoto. Ale wszystko, o czym można mówić, to upadek Deckera i „co na zawsze będzie znane jako konfrontacja Decker-Budd”, jak to ujął jeden z komentatorów sportowych. („Ludzie zapomną, kto wygrał wyścig”, słusznie przewiduje.)


Na torze sytuacja Deckera coraz bardziej się pogarsza. Płacze, histerycznie domagając się, aby amerykańscy trenerzy „lepiej zaprotestowali”. Kobieta, która jeszcze przed chwilą wydawała się tak potężna i niepowstrzymana, stała się delikatnym dzieckiem, zranionym i słabym. Jej narzeczony niesie ją w ramionach z dala od miejsca rzezi. Gdy wychodzą ze stadionu, podchodzi popielaty Budd, by przeprosić. – Nie kłopocz się – warczy Decker. Prasa łapie wiatr jej komentarza i wybucha burza PR. Trenerzy Deckera namawiają ją do powrotu i bardziej łaskawego oświadczenia dla mediów. „Zola przyszła do ciebie i próbowała wyrazić swój smutek, a ty powiedziałeś: „Zostaw mnie w spokoju” – zaczyna jeden z reporterów. „Nie powiedziałem »Zostaw mnie w spokoju«” — odpowiada władczo Decker. „Powiedziałem: »Nie kłopocz się«. Kiedy teraz o tym myślę, powinienem był ją popchnąć. Ale gdybym ją popchnął, jutro nagłówki przeczytałyby: „Decker popycha Zolę”.

Za kulisami Amerykanie złożyli protest, ale brytyjscy trenerzy zwracają uwagę, że skoro Budd była na czele, miała pierwszeństwo. Decker, wciąż na konferencji prasowej, deklaruje: „Nie sądzę, by było jakieś pytanie, czy pomyliła się”. Potem wybucha płaczem i ponownie musi zostać porwana przez swojego chłopaka. „Może gdyby powiedziała kilka różnych słów, byłoby lepiej”, zauważa teraz jeden z jej trenerów. „Płacz. Gra w obwinianie. A potem: „Och, nie mogę nawet wstać z krzesła, więc mój [narzeczony] musi mnie podnieść” — wspomina były dziennikarz LA Times. „Co, na olimpiadzie nie ma kul?”

W błyskawicznym odwróceniu sytuacji Decker przeszedł z postaci budzącej rozdzierające serce współczucia i patosu w notorycznie obolałego przegranego i raczej nielubianą divę. Co gorsza, komitet olimpijski ogląda taśmy i rządzi na korzyść Budda, więc Decker nie tylko wraca do domu bez medalu, ale teraz wraca do domu jako kobieta, która zrujnowała własną rasę.

Igrzyska kończą się. Budd pospiesznie wraca do RPA po grożeniu śmiercią w Stanach. Decker próbuje zrobić prasę na całym boisku z kilkoma wywiadami w softballu (w jednym pojawia się w kobiecym różowym topie z miękkimi lokami, mrugając sarnimi oczami i deklarując: „Nie sądzę, że przegrałem wyścig, ponieważ nie byłem dość dobrze. Myślę, że to była sytuacja, której nie mogłem kontrolować”). Ale pomimo jej wysiłków utknęła przy przydomku „płacz Ameryki” i „najgorszy przegrany roku”. Trzydzieści lat później wciąż nie przeprasza za odpowiedź tego dnia. „Jeśli jesteś silna i pewna siebie, nazywają cię suką” — mówi filmowcom dokumentu, unikając pogardy wobec Budda. „Jeśli się przewróciłeś i wszystkie twoje sny od 12 roku życia idą do toalety, jesteś płaczem”.

Podczas gdy Decker odniosła sukces rok później na Mistrzostwach Świata, pokonując Budda w rewanżu w Londynie, bijąc więcej amerykańskich i światowych rekordów oraz wygrywając każdy wyścig, w którym biegała w '85, nigdy nie uciekła z cienia swojego olimpijskiego upadku… nigdy też nie wróciła, by zdobyć medal w jakimkolwiek odcieniu, mimo że ponownie startowała w Seulu i Atlancie. Budd również brał udział w kilku innych wyścigach międzynarodowych, pojawiając się w rundach kwalifikacyjnych w Barcelonie, ale nigdy więcej nie miała szans na finał olimpijski. „Dzień finału to dzień, który zmienił życie wszystkich” – mówi Budd. „Moje życie i życie Maryi”.

To fascynujące świadectwo zbiorowego emocjonalnego skarbu złotego medalu, że biegaczka może spędzić całą swoją karierę na szczycie swojego sportu, a jednocześnie zostać zapamiętana nie za wszystko, co osiągnęła – każdy wyścig, który zdominowała, każdy rekord, który przekroczyła – ale na chwilę w czasie, gdy jej niepowodzenie w zostaniu zwycięzcą olimpijskim skrystalizowało się w całej jego nagiej agonii.

Być może dlatego, że rekordy zawsze mogą być – i zwykle są – łamane z każdym nowym pokoleniem, ale złoto jest w księgach historii na zawsze. A może po prostu pamiętamy o złych przegranych, niewdzięcznych sportowcach, których łzy i wycie odpychają nas, a jednocześnie mówią nam coś głębokiego i prawdziwego o tym, jak bardzo boli porażka. Z drugiej strony można śmiało założyć, że, jak zauważył ten komentator sportowy trzy dekady temu, istnieją legiony złotych medalistów, których nazwiska i triumfy dość łatwo się zapomina – ich ukoronowanie jest błyskiem w gardle, a potem nigdy ich nie słychać. Ponownie. Decker może nie zdobyła sobie sławy w taki sposób, w jaki by wolała, ale jej imię żyje dalej – i to też jest rzeczywiście pradawnym pragnieniem.